Bangkok
Ekspresem po mieście
Podróżnie
Rys. Trasa Polska - Tajlandia
Jeśli nie macie planu zwiedzania, zapraszam do podążania moim tropem
– oto Bangkok w trzech krokach :)
Zaczynamy od targu wodnego Taling Chan. Jeśli mieszkacie w centrum, warto przeznaczyć sobie na to cały dzień. I wyruszyć wcześnie, bo sam dojazd może zająć nawet półtorej godziny, a targ zamykany jest o 17:00.
Po przybyciu na miejsce szybko zorientujecie się, że nie jesteście jedynymi osobami, które postanowiły odwiedzić to niezwykłe targowisko :D
Ale w końcu to BANGKOK!
Płynąc wśród straganów można kupić – bez wysiadania z łódki - fantastyczne lokalne smakołyki. Wystarczy dać znak "kapitanowi" wodnej taksówki, by zatrzymał się we wskazanym miejscu... I już po chwili możecie mieć na pokładzie świeżo przygotowane danie!
Fot. Bangkok - targ wodny. powstające danie na oczach turystów.
Jedni koncentrują się na smakowaniu, inni - na kupowaniu mniej lub bardziej przydatnych rzeczy. Trudno powiedzieć, czy więcej tu towarów, czy zwiedzających i fotografujących.
Na przybrzeżnych i pływających straganach znajdziecie praktycznie wszystko: stosy kolorowych owoców i egzotycznych przypraw, ubrania, ozdoby, mnóstwo lokalnego rękodzieła i oczywiście pyszne, tajskie dania, z daleka kuszące bukietami niesamowitych zapachów.
Fot. Bangkok - targ wodny. Tłumy turystów pomiędzy tysiącem stoisk.
Gdy postanowicie wysiąść z łódki, by pospacerować po nabrzeżach, warto zapisać sobie na kartce numer wodnej taksówki - ułatwi to później jej odnalezienie. Pomocni właściciele sklepów na prośbę turystów przywołują po prostu taksówkarzy – wystarczy pokazać im kartkę z numerem. PG41
Fot. Bangkok - targ wodny. Przykładowe oznaczenie łódki PG41.
Przy okazji zwiedzania targu wodnego można na chwilkę zatrzymać się przy pobocznych świątyniach. To mały przedsmak tego, co zobaczyć można w centrum miasta, czyli okolicach Świątyni Odpoczywającego Buddy.
Fot. Bangkok - targ wodny. Poboczna świątynia.
Na stępnym punktem wycieczki jest Wat Pho, słynna Świątynia Odpoczywającego Buddy (Wat Phra Chetuphon),
Fot. Bangkok - Świątynia Odpoczywającego Buddy
To w istocie potężny kompleks świątyń (80 000 m2), zbudowany w XVI w. W jego północnej części znajdują się budynki świątynne w otoczeniu przepięknych ogrodów oraz słynna tajska szkoła masażu. W części południowej, również otwartej dla turystów – buddyjski zakon oraz szkoła.
Aby wejść do środka świątyni trzeba zdjąć obuwie oraz osłonić ramiona i nogi. Na szczęście zapobiegliwi Tajowie porozstawiali wokół stragany i sprzedają specjalne stroje, w których turyści mogą wejść do wnętrza. A ten monumentalny obiekt trzeba odwiedzić koniecznie – my akurat trafiliśmy na dzień urodzin króla i była taka masa ludzi, że w pewnym momencie nawet tutaj zrobił się korek :)
Fot. Bangkok - Świątynia Wat Pho i jej zasoby posągów.
W Świątyni znajduje się ponad tysiąc wizerunków Buddy, ale najbardziej znany jest gigantyczny, pozłacany posąg - z bliska jego 46 metrów długości robi ogromne wrażenie. Zdjęcia nie są w stanie oddać tej potęgi.
Kolosalny Budda ma aż 15 metrów wysokości i mieni się pięknie, co dodaje majestatu całej figurze.
Fot. Bangkok - Świątynia Wat Pho. Posąg Śpiącego Buddy.
Zapadł zmierzch, więc udajemy się na wieżę Baiyoke Sky Tower - najważniejszy punkt Bangkoku nocą. Znajduje się tutaj obrotowy taras, który przewiezie Was po najwspanialszych nocnych widokach, jakie oferuje to miasto. Tak wygląda panorama Bangkoku z tarasu Baiyoke Sky Tower. Dopiero z góry widać całą potęgę miasta. Ma się wrażenie, że rozciąga się bez końca.
Fot. Bangkok - widok na miasto z tarasu Baiyoke Sky Tower
Pora dnia czy nocy nie ma tutaj żadnego znaczenia. Zawsze jest tłoczno i wszyscy wciąż przemieszczają się z miejsca na miejsce. Nie zdążyliśmy co prawda przejechać się po mieście popularnym TUC TUCkiem, ale nadrobimy to z nawiązką na wyspie Krabi.
Fot. Bangkok - wieczne "zakorkowane" ulice miasta.
Żeby zwiedzić wszystkie 50 dzielnic stolicy Tajlandii potrzeba całych tygodni, albo i miesięcy- mnie udało się zaledwie przez krótki czas odetchnąć atmosferą tego niezwykłego miasta.
Żegnamy barwny, głośny, duszny i pachnący tysiącem aromatów Bangkok. Lecimy dalej, odkrywać uroki tajskich „wypoczynkowych rajów”. Czas na bajeczną wyspęKrabi.
Od Kuchni
Płynąc w chwiejnej łódeczce przez targ wodny w Bangkoku, obserwuję uważnie pracę kucharzy: tutaj gotowanie przypomina telewizyjny show połączony z religijnym rytuałem. Towarzysząca temu kombinacja cudownych zapachów po prostu zwala z nóg! Podstawą tych zapachowych symfonii okazuje się rybny sos sojowy z nutą imbiru, ale tutaj - w otoczeniu egzotycznych aromatów - nawet zwykła limonka pachnie inaczej. A kolory!? Patrząc na nie, ma się ochotę natychmiast pochłonąć wszystkie te pyszności, które mieniąc się różnymi barwami, powstają na naszych oczach.
Fot. Doskonała równowaga smaków i żywiołów - tajska kuchnia na wodzie
No i smak – dokładnie taki, o jakim marzyłem, czyli idealnie zrównoważona słodycz, przepleciona lekko kwaskową nutą. Dopełnieniem jest lekko wyczuwalna ostrość. Delikatną teksturę smażonego makaronu sojowego i owoców morza przełamuje chrupkość kiełków – absolutna doskonałość. Aż dziw, że to wszystko powstało w ciągu zaledwie paru chwil!
Fot. Porcja gorącego makaronu sojowego smażonego z owocami morza
fot. Porcja gorącego makaronu sojowego smażonego z owocami morza Rozkoszowałbym się tym smakiem i widokiem dłużej, lecz już nadpływa kolejna łódka z przysmakami... Dla kontrastu zamawiam coś słodkiego, czyli ryżowe ciasteczka. Cudowne połączenie ciasta ryżowego, delikatnie kremowo-śmietankowego z nutą kardamonu i liścia laurowego.
Słodkie ryżowe kulki formą przypominały mini-muffinki – dzięki niewielkim wymiarom idealnie nadawały się na przegryzkę, rozpływającą się w ustach nadspodziewanie szybko.
Fot. Słodkie kulki z ciasta ryżowego z nutą kardamonu
Następny czarodziej pływającej kuchni serwuje zielone małże skąpane w mleku kokosowym, z wyczuwalnymi płatkami kokosowymi i czosnkiem, muśnięte aromatem limonki i chili. Podane tradycyjnie w towarzystwie sosu rybnego z dodatkiem kolendry, chili oraz cukru palmowego.
Fot. Zielone małże w mleku kokosowym ze słodko-ostrym sosem rybnym
Objedzeni po uszy opuszczamy targ wodny, ale podczas dalszego zwiedzania miasta nie możemy się oprzeć i zaglądamy do kilku „lądowych” restauracji, by posmakować bardziej wyrafinowanego menu. Każde danie - oprócz wszechobecnej sałatki z papai – to dla nas kolejna miła niespodzianka. Na przykład przepyszna ryba, otoczona w panierce z wiórków kokosowych, orzeszków ziemnych oraz chilli.
Fot. Ryba w panierce z wiórków kokosowych, orzeszków ziemnych i chilli
Miejsca w żołądku coraz mniej. Rozum walczy z łakomstwem. I, niestety, sromotnie przegrywa, bo oto przede mną na stole... zupa. I to jaka! Oryginalna, biała tajska zupa - nieziemska kombinacja liści limonki i trawy cytrynowej na bazie mleka kokosowego. Całość dopełniają kawałki kurczaka i chili. Jako fan i smakosz zup powiem krótko: powaliła mnie na kolana. I uznałem, że zjedzenie po niej czegokolwiek innego, byłoby kulinarnym świętokradztwem :)
fot. Biała tajska zupa kokosowo-cytrusowa z kawałkami chili i kurczakiem.
Z każdej podróży przywożę ze sobą moje inspiracje. Tym razem to STICKY RICE:
Gdybyście chcieli wykonać ten bajeczny przepis to zapraszam TUTAJ
Porady
BAGAŻ: Co zabrać ze sobą do BANGKOKU? Jak najmniej i same lekkie rzeczy. Poza tym wszelkie potrzebne ubrania w bardzo dobrej cenie możecie kupić już na miejscu. W moim przypadku problem bagażu rozwiązał... kot, który tuż przed odjazdem zaznaczył swoją obecność na otwartej walizce. Musiałem przepakować się w ciągu kwadransa i... odtąd do Tajlandii wybieram się wyłącznie z bagażem podręcznym :)
KOMUNIKACJA: Podczas lotu dostaniecie do wypełnienia formularz wizowy, więc przyda się długopis. Nie przejmujcie się, jeśli czegoś nie wpisaliście lub uzupełniliście niewłaściwie. Podczas oczekiwania (w zazwyczaj dość długiej) kolejce do zatwierdzenia wizy, możecie poprosić o pomoc pracowników lotniska, którzy udzielają wskazówek, co jeszcze poprawić lub dopisać.
Umówiony jeszcze w Polsce taksówkarz czekał na nas na lotnisku. Transport zarezerwowaliśmy sobie poprzez naszego znajomego, który mieszka na miejscu. Ale dzięki udogodnieniom jakie daje obecnie Internet, znalezienie godnego polecenia kierowcy-przewodnika też nie powinno być problemem.
Taksówki w Tajlandii są stosunkowo tanie. Za kilkadziesiąt bahtów (BHT) można z powodzeniem przejechać cały Bangkok.
Jak skorzystać z taksówki na lotnisku w Bangkoku? Można to zrobić na dwa sposoby:
- Podejść do stojących taksówek przy lotnisku specjalnie oznakowaną bramką. Tutaj – w zależności od lotniska - obsługa przepuszcza podróżnych partiami lub sami podchodzimy do taksówkarzy, ustawionych pod oświetlonymi sektorami. Pobieramy bilet z maszyny wyglądającej jak nasze parkometry, na którym widnieje numer taksówki. Kto tego nie zrobi, zostaje odesłany z powrotem do maszyny po bilecik. My próbowaliśmy ominąć „zabawę z biletomatem” – nie udało się, więc zaoszczędzicie sobie czasu i nerwów, jeśli postąpicie zgodnie z procedurami :)
- Można też od razu na lotnisku zarezerwować sobie prywatną taksówkę. Łatwo je znaleźć - stoją w dobrze oznakowanych miejscach z napisem TAXI. Od taksówkarza dostaniecie pokwitowanie za umówiony kurs. Tutaj raczej nie ma możliwości targowania się ocenę. Wypełniony blankiet wygląda tak:
Blankiety blankietami, ale najważniejsze to się dogadać. Nam, gdy jechaliśmy taksówką na jedno z dwóch lotnisk – przez głupie nieporozumienie językowe – udało się trafić dokładnie na to niewłaściwe.
Dlatego na samym początku dokładnie ustalcie, gdzie chcecie jechać. I wcale nie jest powiedziane, że jak pokażecie kierowcy nazwę lotniska, napisaną po angielsku na kartce, traficie na miejsce przeznaczenia. Tajowie znają pisany język angielski w równym stopniu, co my - tajski. Starajcie się więc „fonetycznie” dogadywać w kwestii przebiegu trasy, a zwłaszcza jej dokładnego celu :D
Kwestię niedogadania opisuje doskonale kolejny odcinek blogowego komiksu.
Popularny, charakterystyczny dla tajskich ulic TUK TUK (Tuc-tuc), czyli nieduży, zazwyczaj trójkołowy pojazd, przykryty tylko lekkim daszkiem (krzyżówka skutera z samochodem i dorożką), to często wykorzystywany przez turystów środek lokomocji, który świetnie nadaje się do zwiedzania miasta.
Oprócz zwykłych taksówek są tu także taksówki wodne – łódki i łódeczki, które przewiozą nas po słynnych targach wodnych. W samym Bangkoku są dwa takie miejsca: Taling Chan (otwarty w soboty i niedziele od 8:00 do 17:00) oraz rzadziej odwiedzany przez turystów Bang Khu Wiang (otwarty tylko od 4:00 do 7:00 rano).
WALUTA: 1 baht = 100 satangów
Przybliżony przelicznik: 100 bahtów to ok. 10 złotych. Na miejscu na bahty najlepiej wymieniać dolary lub euro. Obowiązuje tu zasada: im wyższy nominał i im nowszy banknot, tym lepszy kurs. W bankach lub w renomowanych kantorach kurs jest bardziej korzystny, niż w hotelach.
Bankomatów jest sporo. Powszechnie akceptowane są karty: Visa, MasterCard, American Express.
OBYCZAJE: W Tajlandii – podobnie jak w większości krajów Dalekiego Wschodu - nie ma zwyczaju podawania rąk. Witamy się pokłonem – to wyraz grzeczności i szacunku, całkiem logiczny w kraju o tropikalnym klimacie oraz ograniczonym dostępie do wody i mydła.
Pamiętajmy, że przed wejściem do każdej świątyni trzeba osłonić ramiona i nogi. Obowiązujący strój możemy wypożyczyć lub kupić przy wejściu od ulicznych handlarzy. Wchodząc do świątyń należy ściągnąć obuwie i nie wyciągać stóp w kierunku Buddy - najlepiej siadać ze skrzyżowanymi nogami. Stopy ogólnie uważane są tu za nieczyste, natomiast głowa jest „święta”.
Komiks
Wszystkie pozostałe części komiksu "W POGONI ZA SMAKIEM" znadziecie TUTAJ!!
Ciekawostka
Bangkok (w oryginale) jest najdłuższą nazwą geograficzną na Świecie.
W całej okazałości i po przetłumaczeniu brzmi następująco: Miasto aniołów, wielkie miasto i rezydencja świętego klejnotu Indry, niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.