Krabi
Ostra jazda kulinarna
Podróżnie
Rys. Trasa Bangkok-Krabi
Po rajdzie przez Bangkok marzyliśmy o kilku dniach wypoczynku. Nasz wybór padł na Krabi i okoliczne „rajskie wyspy” Morza Andamańskiego. Wbrew obiegowym opiniom (powielanym często przez foldery i ulotki) Krabi to nie wyspa, lecz półwysep. Krabi to także nazwa miasta – stolicy tajskiej prowincji Krabi, położonego nad rzeką... Krabi. Nic dziwnego, że łatwo się w tym wszystkim pogubić.
Z Bangkoku lecieliśmy samolotem – alternatywą była dziesięciogodzinna podróż pociągiem. Po wylądowaniu przeżyliśmy szok klimatyczny – w tych monsunowych rejonach jest bardziej duszno i wilgotno niż na północy, w stolicy Tajlandii. Na miejscu, jako główny środek transportu wybraliśmy wygodny TUC TUC.
Fot. Tuc-tuc
Przed rozpoczęciem podróży warto ustalić z kierowcą tuc-tuca cenę, w przeciwnym razie możemy się poczuć niemile zaskoczeni. Zwykłe taksówki są tu wyjątkowo drogie, dlatego wielu turystów korzysta właśnie z tuc-tuców. Istnieje także możliwość wypożyczenia skuterów i rowerów. Aby dostać się na pobliskie wyspy Morza Andamańskiego, wystarczy wynająć jedną z długonosych łódek, których dziesiątki kołyszą się na miejscowych przystaniach.
Fot. Charakterystyczne long boats, przewożące turystów z Krabi na pobliskie wysepki
Za dnia plaże Krabi niczym nie różnią się od innych tropikalnych plaż. Za to o zachodzie słońca morze i niebo zamieniają się w impresjonistyczny, ruchomy pejzaż.
Fot. Zachód słońca na Krabi
Dowiedzieliśmy się, że wyprawy na pobliskie wyspy, organizowane przez miejscowe „biura podróży”, zazwyczaj okazują się kompletnym fiaskiem – na malowniczych plażach i w krasowych jaskiniach kłębią się tłumy turystów.
Na szczęście słynne mogoty - wapienne formacje skalne, będące pozostałością po morskich stworzeniach, które żyły tu miliony lat temu – można podziwiać nie tylko na wyspach, lecz także na całym półwyspie. Niczym samotne góry urozmaicają nizinny krajobraz, a procesy erozji ukształtowały je w fantastyczne formy. Podobno to właśnie one zainspirowały George Lucasa do stworzenia krajobrazów rodzinnej planety Chewbaccy z „Gwiezdnych wojen”.
Aby zwiedzić miasto, zdecydowaliśmy się na samodzielne podróże tuc-tucem po półwyspie w poszukiwaniu lokalnych atrakcji. I nieoczekiwanie sami staliśmy się atrakcją dla mieszkańców – na wiejskim targowisku z dala od tras turystycznych wyróżnialiśmy się kolorem skóry, językiem i... niespotykaną tu aktywnością, bo oczywiście nie mogłem się powstrzymać od robienia kolejnych zdjęć :)
Fot. Wiejskie targowisko na półwyspie Krabi
Fot. Przysmaki z rusztu
Fot. Sprzedawczyni w charakterystycznym nakryciu głowy – większość mieszkańców prowincji Krabi to muzułmanie
Nie wszystkie produkty udało się nam zidentyfikować, a ich nazwy, podawane przez tubylców, niewiele wyjaśniały.
Fot. Krabi: stoisko warzywno-owocowe na wiejskim targowisku
Samo miasto Krabi jest raczej nieciekawe i służy głównie jako baza wypadowa. Jest tu jednakże miejsce, które warto odwiedzić – to słynny targ nocny, którego głównymi klientami są turyści. Można tu kupić lokalne pamiątki oraz spróbować miejscowych przysmaków (szczegóły w dziale Od kuchni). Przed wizytą na targu warto się nieco przegłodzić, bo trudno się oprzeć pokusie skosztowania wszystkiego po kolei :)
Fot. Targ nocny w mieście Krabi
Ostatni dzień pobytu przeznaczyliśmy na odwiedziny w słynnej świątyni małp. Te sympatyczne stworzonka są tak przyzwyczajone do widoku turystów, że same podchodzą do ludzi, dopraszając się smakołyków.
Fot. Krabi - świątynia małp
Jaskrawe barwy świątynnych budynków wyglądały jak bajkowe dekoracje, które ktoś umieścił w środku tropikalnego lasu.
Fot . Świątynia małp na Krabi
Od Kuchni
Krabi to miasto dla miłośników street foodu. Tutaj niemal na każdym kroku można spróbować lokalnych przysmaków – od egzotycznych owoców, przez ryby, owoce morza, aż po... grillowane robaki. I to przez 24 godziny na dobę! Wystarczy tylko odwiedzić słynny nocny targ w centrum miasta.
Fot. Nocny targ w centrum Krabi
W labiryncie stoisk (i siedzisk) można spotkać turystów z całego świata, jednak na wieczorny lub nocny posiłek przychodzą tu przede wszystkim wracający z drugiej i trzeciej zmiany Tajowie. A w targowym „menu” pełen przekrój tajskiej kuchni: zupy, szaszłyki, gotowane na parze pierożki z nadzieniem z mięsa i/lub warzyw, rozmaite wersje satay (gulaszu) z kurczaka oraz… pad thai.
Pad thai, najsłynniejsza tajska potrawa, to nic innego jak makaron ryżowy (lub mieszanka różnych makaronów) z dodatkami do wyboru: gulaszem z kurczaka lub wieprzowiny, krewetkami, grillowanymi lub surowymi warzywami, czasem też z owocami. Podaje się je zazwyczaj z chili, orzeszkami ziemnymi, kolendrą, trawą cytrynową i rybnym sosem sojowym.
Fot. Nocny market w centrum Krabi - stanowiska pracy kucharzy
Ceny – zaskakująco niskie, przeciętne danie kosztuje tu w przeliczeniu od 3 do 20 złotych (30-200 BHT).
Fot. Nocny market przykładowe stoisko
Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, są dekoracyjne kompozycje z szaszłyków. Szaszłyki przyrządza się tu praktycznie ze wszystkiego: krabowych paluszków i innych owoców morza, parówek, ryżowych kulek, pierożków, owoców i warzyw.
Fot. Nocny market w Krabi – talerz z szaszłykami
W weekend warto przejść się na Walking Street Market – wielki targ nad rzeką, przy ulicy Thanon Khon Dem Rd, otwarty w piątki, soboty i niedziele od 6:00 do 21:30. To miejsce pełne niespodzianek - raj dla entuzjastów kuchni, rękodzieła, a także lokalnej muzyki i tańca.
Wizyta na nocnym targu zaostrzyła nasze apetyty i następnego dnia ruszamy w miasto. Dzięki wskazówkom użytkowników serwisu Tripadvisor udało nam się w Krabi trafić do kilku wyjątkowo smakowitych miejsc – zarówno tych ekskluzywnych, jak i tych „szybkiej obsługi”. Te ostatnie wyglądają tak, jakby postawiono je na ulicy tuż przed naszym przybyciem. I w jednych i w drugich można zjeść naprawdę doskonale.
Na początek wybieramy Lae Lay Grill - restaurację z przepięknym widokiem na panoramę miasta. Wystarczy jeden telefon i w kilka minut zjawia się po nas taksówka, wliczona już w cenę posiłków. Dania pyszne, podane z elegancją, od jakiej zdążyliśmy już odwyknąć, stołując się na targowiskach.
Fot. Sałatka z krewetkowymi chipsami w „Lae Lay Grill”
Fot. Przegrzebki w cieście, smażone na głębokim oleju
Następny kulinarny przystanek to „Tom Ma Yon” - zwykła knajpa, w której stołują się zazwyczaj miejscowi. Niełatwo tu o stolik - na wolne miejsce trzeba długo czekać, za to kolejka ma do dyspozycji specjalne krzesła, wystawione przed restaurację.
Fot. „Tom Ma Yon” – widok z kolejki
Warto było odsiedzieć swoje... Potrawy w „Tom Ma Yon” serwowane są niedbale, za to smakują niebiańsko.
Fot. Sałatka z owocami morza
Kulinarnym hitem Krabi okazała się jednak „Jungle Kitchen” (link), z rozbrajającym napisem powitalnym:
Fot. „Jeśli obsługa za wolna, pokornie przepraszamy. Dziękujemy bardzo.”
Rzeczywiście, obsługa się nie spieszyła, ale uprzejmość kelnerów, a przede wszystkim wyrafinowany smak potraw rekompensowały wszelkie niedogodności.
Fot. „Jungle Kitchen” - piekielnie ostra tajska zupa
Kuchnia Krabi to niezwykła mieszanka nieba i piekła: dania są tu zazwyczaj nieziemsko smaczne, lecz wśród nich można trafić na piekielnie ogniste. Albo śmierdzące... siarką. Przykładem słynny durian, słodki owoc o zapachu czosnku i cebuli. Nie bez przyczyny nie wolno wnosić go do miejsc użyteczności publicznej. Wiedzą o tym dobrze lokalni. Co ciekawe, w jadłospisach często można znaleźć oznaczenia: „dla turystów”, „ostre” i właśnie „dla lokalnych”. Tylko raz odważyłem się zamówić zupę „dla lokalnych” - i był to drugi raz w życiu, gdy musiałem popić zupę hektolitrami wody :)
Fot. Piekielne niebo w gębie, czyli tajska zupa „dla lokalnych”
Moje przywiezione inspiracje:
Fot.Chrupiąca tajska sałatka z zielonego ogórka
Przepis do tej potrawy znajdziecie TUTAJ
Fot. Kokosowy kurczak świetnie smakuje z tajską sałatką z zielonego ogórka
Przepis do tej potrawy znajdziecie TUTAJ
Porady
DOKUMENTY: Do przekroczenia granicy Tajlandii potrzebny jest paszport ważny minimum 6 miesięcy. Jeśli przyjeżdżamy na pobyt turystyczny do 30 dni, wiza nie jest wymagana. Przy wjeździe do prowincji Krabi nie obowiązują dodatkowe szczepienia.
KIEDY JECHAĆ?: Szczyt sezonu przypada na porę chłodną, od listopada do marca, kiedy temperatura powietrza to „zaledwie” nieco powyżej 30 stopni – stąd natłok turystów i wyższe ceny. W porze gorącej - od marca do sierpnia – temperatury skaczą powyżej 40 stopni. Od sierpnia do listopada trwa pora deszczowa, podczas której występują zazwyczaj krótkotrwałe, lecz codzienne ulewy.
BAGAŻ: Co zabrać ze sobą na Krabi? Jak najmniej i same lekkie rzeczy. Wszelkie potrzebne ubrania w bardzo dobrej cenie można kupić na miejscu.
WALUTA: 1 baht = 100 satangów. Przybliżony przelicznik: 100 bahtów to ok. 10 złotych. Na miejscu na bahty najlepiej wymieniać dolary lub euro. Obowiązuje tu zasada: im wyższy nominał i im nowszy banknot, tym lepszy kurs. W bankach lub w renomowanych kantorach kurs jest bardziej korzystny, niż w hotelach.Targowanie się z lokalnymi sprzedawcami jest tu rzeczą normalną. Ceny są tradycyjnie zawyżane i w zasadzie od naszych umiejętności negocjacyjnych zależy, czy kupimy dany produkt 20, 50 czy nawet 80% taniej.
KOMUNIKACJA: Najbardziej komfortowym i stosunkowo tanim środkiem lokomocji jest TUC-TUC. Warto na początku ustalić z kierowcą cenę za kurs, aby uniknąć nieporozumień. Te same zasady dotyczą wynajmowania innych środków lokomocji, np. łódek, którymi można dostać się na okoliczne wyspy.
KULINARIA: W kwestiach kulinarnych polecam skorzystanie z serwisu TripAdvisor. Dzięki opiniom innych turystów udało się nam zlokalizować najlepsze knajpy w mieście Krabi.
OBYCZAJE: Mieszkańcy półwyspu Krabi to w większości muzułmanie, ale znajdziemy tu także wielu buddystów; ci ostatni – zwłaszcza mnisi, których wyróżniają charakterystyczne, pomarańczowe stroje - są szczególnie życzliwi i pomocni. Tak jak w całej Tajlandii – tu także witamy się pokłonem, a do świątyń wchodzimy bez obuwia i siadamy w nich z podwiniętymi stopami (są uważane za nieczyste). Głowa jest traktowana jako święta część ciała – nie należy dotykać, ani głaskać nikogo po głowie (dotyczy to także dzieci).
Komiks
Wszystkie pozostałe części komiksu "W POGONI ZA SMAKIEM" znadziecie TUTAJ